autor: JakubB » 19 paź 2020, 19:02
Zacznę od końca: pozytywne nastawienie, ograniczenia, negocjacje, notowania Rakowa...
Pełen pozytywnych myśli, świadom ograniczeń, negocjując, grzecznie czekałem na podłączenie wody na działce sołeckiej. Prawie TRZY LATA. Czy właśnie to nie jest żenujące? Była to zabudżetowana na zebraniu wiejskim pozycja funduszu sołeckiego. Tylko ten jeden przykład pokazuje jakie są "notowania" Rakowa, ale nie wykluczam, że mogą spaść niżej choć trudno mi sobie wyobrazić, że to możliwe.
Ciekawszy jednak jest dla mnie sam fakt istnienia owych "notowań". Sądziłem, że ludzie pracujący w urzędzie, w tym również ich wybieralny szef, to wynajęci i opłacani przez mieszkańców fachowcy których głównym zadaniem jest sprawna obsługa spraw obywatelskich. Nie bardzo jest tu miejsce na "notowania" natomiast jest go mnóstwo na uczciwą pracę.
Pisze DobraRada o pieniactwie, negatywnym nastawieniu i wydłużaniu decyzji. Jeśli tak było to faktycznie skandal przy czym jest oczywistym, że wywołuje go postawa urzędników! Przepraszam ale jeśli uznajemy prawo urzędników do wydłużania postępowań w wyniku "nastawienia" to reprezentujemy zupełnie inne światy i rozumienie zasad funkcjonowania państwa.
Pisze DobraRada o sukcesie. Jaki sukces?! Publiczne przepychanki mieszkańców z urzędnikami to nie jest żaden sukces ale katastrofa! Ale cierpliwość mieszkańców po prostu ma swoje granice, a jak słyszę dookoła, jedyna zasadnicza różnica pomiędzy Rakowem a innymi sołectwami jest taka, że my narzekamy głośno a reszta pod nosem. I jeśli mamy być za to karani to faktycznie pozostaną nam sądy.
Dziesiątki(!) razy opowiadano mi o złych decyzjach, fatalnej współpracy, nieformalnym karaniu niepokornych, ale zawsze gdy wtedy mówię, że o tym powinni się dowiedzieć wszyscy a nie tylko ja... strach i milczenie. Bo rozmówca albo jego żona/wujek pracuje w urzędzie lub jednostce zależnej i pod nazwiskiem nigdy nic. I ja to rozumiem, choć potwornie to przykre ale charakterystyczne dla niewielkich społeczności (choć nie wszędzie!).
Co do personalnych "ataków"(?) to w swoim zapytaniu nie napisałem czyja to wina, bo tego mogę się tylko domyślać, a jedynie wskazałem wspólny mianownik wynikający z moich doświadczeń. Ponieważ wielokrotnie zwracałem uwagę na ów mianownik w niepublicznych rozmowach z burmistrzem i jak historia pokazuje, niczego to nie zmieniło, tym razem postanowiłem zrobić inaczej i chyba coś drgnęło bo sprawy popchnięto do przodu niemal natychmiast. Chociaż sąsiedzi już mówią, całkiem serio, że przez to wszystko kolejnego remontu rakówki dożyją jedynie nasze dzieci. Uspokajam, że to absurdalne teorie.
Jeśli tylko burmistrz odpowie, wyjaśni czyja to konkretnie wina, pierwszy pochylę głowę i kogo trzeba przeproszę. Póki co jednak odpowiedzi nie ma.
Moje zapytanie to nie zły humor w poniedziałkowe popołudnie tylko lata traktowania jak uciążliwego namolnego trutnia. A ja nie tylko nie muszę ale i coraz mniej chcę. I jeśli po następnych wyborach nic się nie zmieni to odpuszczę całkowicie i będzie spokój. Na tą chwilę jednak coś jeszcze próbuję i zwracam uwagę że nie gram "na siebie", ale od wielu lat poświęcam niemało czasu, zaangażowania i pieniędzy na sprawy społeczności dostając w zamian "niskie notowania" i "nastawienie". Nie pojmę chyba nigdy jak to działa...
Wierzę, że z całej tej sytuacji zostaną wyciągnięte właściwe wnioski, zaczniemy być traktowani nieco poważniej, a nie będziemy zamiast tego kolejne dwa lata musieli udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami. Mój cel to robić coś fajnego w sołectwie, w gminie i kilka rzeczy zrobić się udało. Na pewno mogłoby być ich więcej i - wiem to z pierwszych rąk - Rakowo NIE jest pod tym względem wyjątkowe.
Zacznę od końca: pozytywne nastawienie, ograniczenia, negocjacje, notowania Rakowa...
Pełen pozytywnych myśli, świadom ograniczeń, negocjując, grzecznie czekałem na podłączenie wody na działce sołeckiej. Prawie TRZY LATA. Czy właśnie to nie jest żenujące? Była to zabudżetowana na zebraniu wiejskim pozycja funduszu sołeckiego. Tylko ten jeden przykład pokazuje jakie są "notowania" Rakowa, ale nie wykluczam, że mogą spaść niżej choć trudno mi sobie wyobrazić, że to możliwe.
Ciekawszy jednak jest dla mnie sam fakt istnienia owych "notowań". Sądziłem, że ludzie pracujący w urzędzie, w tym również ich wybieralny szef, to wynajęci i opłacani przez mieszkańców fachowcy których głównym zadaniem jest sprawna obsługa spraw obywatelskich. Nie bardzo jest tu miejsce na "notowania" natomiast jest go mnóstwo na uczciwą pracę.
Pisze DobraRada o pieniactwie, negatywnym nastawieniu i wydłużaniu decyzji. Jeśli tak było to faktycznie skandal przy czym jest oczywistym, że wywołuje go postawa urzędników! Przepraszam ale jeśli uznajemy prawo urzędników do wydłużania postępowań w wyniku "nastawienia" to reprezentujemy zupełnie inne światy i rozumienie zasad funkcjonowania państwa.
Pisze DobraRada o sukcesie. Jaki sukces?! Publiczne przepychanki mieszkańców z urzędnikami to nie jest żaden sukces ale katastrofa! Ale cierpliwość mieszkańców po prostu ma swoje granice, a jak słyszę dookoła, jedyna zasadnicza różnica pomiędzy Rakowem a innymi sołectwami jest taka, że my narzekamy głośno a reszta pod nosem. I jeśli mamy być za to karani to faktycznie pozostaną nam sądy.
Dziesiątki(!) razy opowiadano mi o złych decyzjach, fatalnej współpracy, nieformalnym karaniu niepokornych, ale zawsze gdy wtedy mówię, że o tym powinni się dowiedzieć wszyscy a nie tylko ja... strach i milczenie. Bo rozmówca albo jego żona/wujek pracuje w urzędzie lub jednostce zależnej i pod nazwiskiem nigdy nic. I ja to rozumiem, choć potwornie to przykre ale charakterystyczne dla niewielkich społeczności (choć nie wszędzie!).
Co do personalnych "ataków"(?) to w swoim zapytaniu nie napisałem czyja to wina, bo tego mogę się tylko domyślać, a jedynie wskazałem wspólny mianownik wynikający z moich doświadczeń. Ponieważ wielokrotnie zwracałem uwagę na ów mianownik w niepublicznych rozmowach z burmistrzem i jak historia pokazuje, niczego to nie zmieniło, tym razem postanowiłem zrobić inaczej i chyba coś drgnęło bo sprawy popchnięto do przodu niemal natychmiast. Chociaż sąsiedzi już mówią, całkiem serio, że przez to wszystko kolejnego remontu rakówki dożyją jedynie nasze dzieci. Uspokajam, że to absurdalne teorie.
Jeśli tylko burmistrz odpowie, wyjaśni czyja to konkretnie wina, pierwszy pochylę głowę i kogo trzeba przeproszę. Póki co jednak odpowiedzi nie ma.
Moje zapytanie to nie zły humor w poniedziałkowe popołudnie tylko lata traktowania jak uciążliwego namolnego trutnia. A ja nie tylko nie muszę ale i coraz mniej chcę. I jeśli po następnych wyborach nic się nie zmieni to odpuszczę całkowicie i będzie spokój. Na tą chwilę jednak coś jeszcze próbuję i zwracam uwagę że nie gram "na siebie", ale od wielu lat poświęcam niemało czasu, zaangażowania i pieniędzy na sprawy społeczności dostając w zamian "niskie notowania" i "nastawienie". Nie pojmę chyba nigdy jak to działa...
Wierzę, że z całej tej sytuacji zostaną wyciągnięte właściwe wnioski, zaczniemy być traktowani nieco poważniej, a nie będziemy zamiast tego kolejne dwa lata musieli udowadniać, że nie jesteśmy wielbłądami. Mój cel to robić coś fajnego w sołectwie, w gminie i kilka rzeczy zrobić się udało. Na pewno mogłoby być ich więcej i - wiem to z pierwszych rąk - Rakowo NIE jest pod tym względem wyjątkowe.