autor: JakubB » 27 wrz 2018, 18:45
W mojej ocenie generalny wniosek z tego spotkania jest taki, że sytuacji winna jest niemoc państwa.
Poza wcześniej wymienionymi osobami, obecny na spotkaniu był również Pan Dr Tadeusz Jakubowski, weterynarz kontrolujący wszelkie fermy i hodowle. Ja wcześniej nie znałem Pana Jakubowskiego, natomiast w pierwszej minucie wystąpienia kiedy to usłyszeliśmy, żeby nie odbierać wsi rolnikom, że na wsi zawsze były odory i będą, że zawsze były muchy i będą, od razu było oczywiste kto się wypowiada. I w jakim charakterze czy na stanowisku. Dopiero po spotkaniu znalazłem ulotki sygnowane nazwiskiem Pana Jakubowskiego obok logotypu Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych i wszystko stało się jeszcze jaśniejsze.
Czego się dowiedzieliśmy?
Gdy zakład powstaje, musi przedstawić tzw. raport o oddziaływaniu na środowisko. Ten raport powstaje oczywiście na zlecenie inwestora więc jest z definicji mu przychylny. Taki raport jest przedstawiany odpowiednim służbom, zdaje się WIOŚ-owi który to mając w rękach JEDEN raport nie bardzo może z nim dyskutować. O ile wszystko jest w normach, a przecież zawsze jest, to zgodę wydać musi.
Dopiero gdy urzędnik dostanie DRUGI NIEZALEŻNY I OBIEKTYWNY raport, np. wykonany na zlecenie mieszkańców, czy urzędu gminy to ma się do czego odnieść, co porównać i ewentualnie jest temat do dalszej dyskusji. Jest cokolwiek. Ja nie wiem czy urząd gminy może czy nie może formalnie taki raport przygotować, ale niedobrze chyba, że o takiej możliwości dowiaduję się na takim spotkaniu a nie od "moich" władz.
Druga sprawa: raporty przygotowywane przez inwestorów zwykle albo pomijają albo bardzo po łebkach traktują zagadnienia społeczne: wpływu danego zakładu na codzienne życie jego sąsiadów. Wiadomo dlaczego. Natomiast raport obiektywny po pierwsze uwzględnia sumaryczny efekt powstania KOLEJNEGO zakładu na danym terenie, a po drugie w tym kontekście pokazuje już istniejący problem z odorami czy muchami i jak on będzie eskalować.
Po trzecie: podobno te raporty są czytane raz. Jedyny raz, gdy trzeba wydać zgodę. Potem jakoś nikt nie czuje się zobowiązany żeby ten raport weryfikować ze stanem faktycznym. Jako przykład: w raportach dotyczących ferm jest podobno pisane, że fermy będą obornik kompostować. Poproszony Dr Jakubowski nie potrafił wymienić jednej fermy która kompostuje obornik. Pryzmuje. Ale nie kompostuje. Różnica w sensie efektów jest podobno dramatyczna bo odór i muchy biorą się właśnie z obornika. Obornik który został poddany kompostowaniu osiąga temperatury które nie pozwalają przeżyć larwom i sprzyjają reakcjom chemicznym które utylizują smród. Niestety kompostowanie to... koszty.
Nie sprawdza tego weterynarz bo to nie jego działka, nie sprawdza tego sanepid który zajmuje się toaletami pracowników i czystością stołówki, i nie zajmuje się tym WIOŚ bo generalnie WIOŚ nie zagląda.
Znane są podobno przypadki udanej, z punktu widzenia mieszkańców, kontroli WIOŚ kiedy to nałożono na tutejszego potentata kary. Nie wiem czy chodziło o mandat 500 zł czy o coś co faktycznie zabolało inaczej niż kolką ze śmiechu, ale podobno i tak się odwołał. Chodziło między innymi o nieraportowane zużycie wody do mycia klatek, brak zgód wodnoprawnych itd.
Wysłuchaliśmy natomiast relacji z przeprowadzanych "kontroli" kiedy to wypełnione już dokumenty przyjeżdżają na fermę tylko w celu zebrania podpisów, a nawet jeśli protokoły są sporządzane na miejscu to w zasadzie wyłącznie w formie deklaratywnej: pryska Pan czymś ten obornik? Pryskam. Zapisano: pryska. Nikt nie pyta czym, jak często, czy robi to wg. jakiegoś planu. Jeden z pracowników fermy przyznał, że opryski przeciw insektom i pasożytom są wykonywane kilka razy roku. To jest jakieś kilkadziesiąt razy zbyt mało, żeby przynosiło jakikolwiek efekt.
Warto wspomnieć o sytuacji jaka miała miejsce w pierwszych dniach maja 2018, kiedy to przez niemal tydzień mieszkańcy Marzenina i Kawęczyna żyli w smrodzie tak potężnym, że część z nich zdecydowała się wyjechać, lub przynajmniej wywieźć dzieci ze strefy zero. To region w którym tak wesoło przebiega granica gmin Czerniejewo i Września, ale przecież tuż obok jest nasz Pakszynek czy Czeluścin. Może ktoś z tych wsi odniesie się do rewelacji na temat tegorocznej majówki?
Na zakończenie tego wątku: mieszkańcy walili drzwiami i oknami do wszelkich służb, administracji i nie pomógł im nikt. Weterynarz, zdaje się, przyjechał po fakcie i stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. Czy to standardowa praktyka, że brzydkie rzeczy robi się podczas majówki gdy spora część ludzi, w tym urzędników odpowiedzialnych za kontrole, jest na urlopach? Jak to świadczy o tych służbach jeśli nie mając czasu i ludzi na kontrolowanie, jednocześnie kompletnie ignorują doniesienia dziesiątek mieszkańców? Czy na prawdę kontroler musi przyjechać osobiście i poczuć jak go szczypią oczy, a nie może uwierzyć mieszkańcom na słowo?
Odnotuję jeszcze krótkie wystąpienie lekarza, który uświadomił zebranych w niedawno opublikowanych badaniach dotyczących choroby o nazwie "przewlekła obturacyjna choroba płuc" której występowanie jest skorelowane z obecnością ferm, a w szczególności występowanie tej choroby wśród pracowników tychże ferm.
Przede wszystkim negowane było jakże wygodne stanowisko służb odpowiedzialnych za dbanie o środowisko a zatem o nasze zdrowie. "Nie ma norm, nie ma problemu". Bzdura! Przekaz autorytetów jest jasny: nie musi być określonych liczbowo norm, żeby sąd - po wysłuchaniu relacji dziesiątek osób - uznał, że coś śmierdzi i przeszkadza ludziom żyć. Muchy da się policzyć i wykazać, że jeśli jest ich pięćset razy więcej niż na "normalnej" wsi to jest to problem i łatwo wskazać winnych.
Odniosę się jeszcze do słów czy raczej tego, przepraszam, populistycznego gadania Pana Jakubowskiego obliczonego na skłócenie ze sobą ludzi. "Zakażecie norek a zaraz krów". Nie! Zostawmy już absurdalną kwestię porównywania hodowli krów czy świń, do hodowli norek - nie chcę wikłać się w kwestie etyczne. Ale zapytajcie Państwo 60, 70, 80 latków którzy dzisiaj mieszkają w Marzeninie czy Kawęczynie: czy w czasach gdy rolników żyjących z roli było rzeczywiście znacznie więcej, a nie było ferm, czy tak śmierdziało? Czy było tyle much? Otóż nie było a wiem to bo również seniorzy byli na tym spotkaniu.
Dzięki działaniom lokalnych działaczy, grup ludzi, udaje się skutecznie przeciwdziałać powstaniu fermy drobiu w Kawęczynie. Przeciwnik jest trudny bo jeśli ktoś przyjmuje na imprezie ministra to albo jest mocnym zawodnikiem albo... minister słabym. Zrzeszajmy się, informujmy, działajmy wspólnie bo w tym nasza siła. Słowa z końca spotkania (i dziękuję za nie Marku): nie zostawiajcie Waszych liderów samych! Każdy Wasz podpis, pod każdą skargą, petycją, wnioskiem jest na wagę złota.
W mojej ocenie generalny wniosek z tego spotkania jest taki, że sytuacji winna jest niemoc państwa.
Poza wcześniej wymienionymi osobami, obecny na spotkaniu był również Pan Dr Tadeusz Jakubowski, weterynarz kontrolujący wszelkie fermy i hodowle. Ja wcześniej nie znałem Pana Jakubowskiego, natomiast w pierwszej minucie wystąpienia kiedy to usłyszeliśmy, żeby nie odbierać wsi rolnikom, że na wsi zawsze były odory i będą, że zawsze były muchy i będą, od razu było oczywiste kto się wypowiada. I w jakim charakterze czy na stanowisku. Dopiero po spotkaniu znalazłem ulotki sygnowane nazwiskiem Pana Jakubowskiego obok logotypu Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych i wszystko stało się jeszcze jaśniejsze.
Czego się dowiedzieliśmy?
Gdy zakład powstaje, musi przedstawić tzw. raport o oddziaływaniu na środowisko. Ten raport powstaje oczywiście na zlecenie inwestora więc jest z definicji mu przychylny. Taki raport jest przedstawiany odpowiednim służbom, zdaje się WIOŚ-owi który to mając w rękach JEDEN raport nie bardzo może z nim dyskutować. O ile wszystko jest w normach, a przecież zawsze jest, to zgodę wydać musi.
Dopiero gdy urzędnik dostanie DRUGI NIEZALEŻNY I OBIEKTYWNY raport, np. wykonany na zlecenie mieszkańców, czy urzędu gminy to ma się do czego odnieść, co porównać i ewentualnie jest temat do dalszej dyskusji. Jest cokolwiek. Ja nie wiem czy urząd gminy może czy nie może formalnie taki raport przygotować, ale niedobrze chyba, że o takiej możliwości dowiaduję się na takim spotkaniu a nie od "moich" władz.
Druga sprawa: raporty przygotowywane przez inwestorów zwykle albo pomijają albo bardzo po łebkach traktują zagadnienia społeczne: wpływu danego zakładu na codzienne życie jego sąsiadów. Wiadomo dlaczego. Natomiast raport obiektywny po pierwsze uwzględnia sumaryczny efekt powstania KOLEJNEGO zakładu na danym terenie, a po drugie w tym kontekście pokazuje już istniejący problem z odorami czy muchami i jak on będzie eskalować.
Po trzecie: podobno te raporty są czytane raz. Jedyny raz, gdy trzeba wydać zgodę. Potem jakoś nikt nie czuje się zobowiązany żeby ten raport weryfikować ze stanem faktycznym. Jako przykład: w raportach dotyczących ferm jest podobno pisane, że fermy będą obornik kompostować. Poproszony Dr Jakubowski nie potrafił wymienić jednej fermy która kompostuje obornik. Pryzmuje. Ale nie kompostuje. Różnica w sensie efektów jest podobno dramatyczna bo odór i muchy biorą się właśnie z obornika. Obornik który został poddany kompostowaniu osiąga temperatury które nie pozwalają przeżyć larwom i sprzyjają reakcjom chemicznym które utylizują smród. Niestety kompostowanie to... koszty.
Nie sprawdza tego weterynarz bo to nie jego działka, nie sprawdza tego sanepid który zajmuje się toaletami pracowników i czystością stołówki, i nie zajmuje się tym WIOŚ bo generalnie WIOŚ nie zagląda.
Znane są podobno przypadki udanej, z punktu widzenia mieszkańców, kontroli WIOŚ kiedy to nałożono na tutejszego potentata kary. Nie wiem czy chodziło o mandat 500 zł czy o coś co faktycznie zabolało inaczej niż kolką ze śmiechu, ale podobno i tak się odwołał. Chodziło między innymi o nieraportowane zużycie wody do mycia klatek, brak zgód wodnoprawnych itd.
Wysłuchaliśmy natomiast relacji z przeprowadzanych "kontroli" kiedy to wypełnione już dokumenty przyjeżdżają na fermę tylko w celu zebrania podpisów, a nawet jeśli protokoły są sporządzane na miejscu to w zasadzie wyłącznie w formie deklaratywnej: pryska Pan czymś ten obornik? Pryskam. Zapisano: pryska. Nikt nie pyta czym, jak często, czy robi to wg. jakiegoś planu. Jeden z pracowników fermy przyznał, że opryski przeciw insektom i pasożytom są wykonywane kilka razy roku. To jest jakieś kilkadziesiąt razy zbyt mało, żeby przynosiło jakikolwiek efekt.
Warto wspomnieć o sytuacji jaka miała miejsce w pierwszych dniach maja 2018, kiedy to przez niemal tydzień mieszkańcy Marzenina i Kawęczyna żyli w smrodzie tak potężnym, że część z nich zdecydowała się wyjechać, lub przynajmniej wywieźć dzieci ze strefy zero. To region w którym tak wesoło przebiega granica gmin Czerniejewo i Września, ale przecież tuż obok jest nasz Pakszynek czy Czeluścin. Może ktoś z tych wsi odniesie się do rewelacji na temat tegorocznej majówki?
Na zakończenie tego wątku: mieszkańcy walili drzwiami i oknami do wszelkich służb, administracji i nie pomógł im nikt. Weterynarz, zdaje się, przyjechał po fakcie i stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. Czy to standardowa praktyka, że brzydkie rzeczy robi się podczas majówki gdy spora część ludzi, w tym urzędników odpowiedzialnych za kontrole, jest na urlopach? Jak to świadczy o tych służbach jeśli nie mając czasu i ludzi na kontrolowanie, jednocześnie kompletnie ignorują doniesienia dziesiątek mieszkańców? Czy na prawdę kontroler musi przyjechać osobiście i poczuć jak go szczypią oczy, a nie może uwierzyć mieszkańcom na słowo?
Odnotuję jeszcze krótkie wystąpienie lekarza, który uświadomił zebranych w niedawno opublikowanych badaniach dotyczących choroby o nazwie "przewlekła obturacyjna choroba płuc" której występowanie jest skorelowane z obecnością ferm, a w szczególności występowanie tej choroby wśród pracowników tychże ferm.
Przede wszystkim negowane było jakże wygodne stanowisko służb odpowiedzialnych za dbanie o środowisko a zatem o nasze zdrowie. "Nie ma norm, nie ma problemu". Bzdura! Przekaz autorytetów jest jasny: nie musi być określonych liczbowo norm, żeby sąd - po wysłuchaniu relacji dziesiątek osób - uznał, że coś śmierdzi i przeszkadza ludziom żyć. Muchy da się policzyć i wykazać, że jeśli jest ich pięćset razy więcej niż na "normalnej" wsi to jest to problem i łatwo wskazać winnych.
Odniosę się jeszcze do słów czy raczej tego, przepraszam, populistycznego gadania Pana Jakubowskiego obliczonego na skłócenie ze sobą ludzi. "Zakażecie norek a zaraz krów". Nie! Zostawmy już absurdalną kwestię porównywania hodowli krów czy świń, do hodowli norek - nie chcę wikłać się w kwestie etyczne. Ale zapytajcie Państwo 60, 70, 80 latków którzy dzisiaj mieszkają w Marzeninie czy Kawęczynie: czy w czasach gdy rolników żyjących z roli było rzeczywiście znacznie więcej, a nie było ferm, czy tak śmierdziało? Czy było tyle much? Otóż nie było a wiem to bo również seniorzy byli na tym spotkaniu.
Dzięki działaniom lokalnych działaczy, grup ludzi, udaje się skutecznie przeciwdziałać powstaniu fermy drobiu w Kawęczynie. Przeciwnik jest trudny bo jeśli ktoś przyjmuje na imprezie ministra to albo jest mocnym zawodnikiem albo... minister słabym. Zrzeszajmy się, informujmy, działajmy wspólnie bo w tym nasza siła. Słowa z końca spotkania (i dziękuję za nie Marku): nie zostawiajcie Waszych liderów samych! Każdy Wasz podpis, pod każdą skargą, petycją, wnioskiem jest na wagę złota.