HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

ODPOWIEDZ
NT JOP
Stały bywalec
Posty: 1830
Rejestracja: 26 mar 2013, 21:54
Kontakt:

HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: NT JOP »

Szanowni Państwo zapraszam na almach forum do dzilenia sie wpomnieniami, swoim, dsziadków, innych ludzi. Historii, byc moze na pierwszy rzut oka banalnej, powszedniej, ale naszej.

Niech Was, mili Państwo nie przeraża obecność miestrza pióra, jakim niewątpliwie jest p. Szczepan, bo przeciez to nie konkurs. Jeżeli znacie jakis ciekawy wycinek historii, ciekawe zdarzenie, byc moze jakas szczególną radosc lub, coż, tragedie?

Dzięki uprzejmosci p. Szczepana, Opowieści wokół historii m. Czerniejewa zaczniemy od II wojny swiatowej:

Odcinek I (tekst oryginalny):

Szanowni Państwo!
Mamy styczeń, miesiąc dla naszego miasta szczególny. 21 stycznia 1945 roku, do Czerniejewa wkroczyła Armia Radziecka, nastąpiło wtedy coś, co bywa określane „wyzwoleniem”. Autor tego opracowania, nie ma jednak ambicji rozstrzygania tutaj tej kwestii, to pozostanie na zawsze tematem sporów historycznych w wymiarze ogólnopolskim, a nawet ogólnoeuropejskim. Tekst, który Państwu prezentuję, jest autorską próbą opisania dramatu jaki się tutaj wydarzył i napisany był, dla „ Powiatowego portalu informacyjnego” > informacjelokalne.pl < gdzie autor publikuje regularnie, a poniższy materiał, ukazał się tam w czasie dla kolejnej rocznicy zdarzenia aktualnym. Ze względu na fakt, że materiał ten w całości dotyczy samego Czerniejewa, autor zdecydował się na jego publikację również w „Monitorze Czerniejewskim”, bo internet, nie jest medium każdemu dostępnym i jest poza wszystkim, bytem czysto wirtualnym.

WOJNA TOTALNA – WYDANIE SPECJALNE – CZERNIEJEWO 1945

We wrześniu ubiegłego roku, pisałem tutaj o tragicznych wydarzeniach związanych z tzw. „Obroną Żydowa” i zapowiedziałem wtedy, że w stosownym czasie napiszę o okolicznościach masakry, jaka miała miejsce 21 stycznia 1945 roku w Czerniejewie, gdzie doszło do prawdziwej bitwy pancernej na ulicach tego miasta. Sytuacja, jaka się tutaj wtedy wytworzyła, była wręcz kuriozalna i chociażby dla tej przyczyny, warta jest opisania i publikacji, tak, aby mogły się z nią zapoznać szersze kręgi ludzi. Świadków tych tragicznych wydarzeń każdego dnia ubywa, a do uczestników (w sensie stron konfliktu - z drobnym zastrzeżeniem które wypłynie w dalszym materiale) pomimo starań nie udało mi się dotrzeć. Sam urodziłem się trzy lata po tych wydarzeniach, więc moja opowieść będzie oparta tylko o: fakty historyczne, relacje bezpośrednich świadków i materiał publicystyczny p. Kazimierza Bilskiego, byłego mieszkańca okolic Czerniejewa. (obecnie mieszka w Toruniu) Publikacja nosiła tytuł - „60- lecie wyzwolenia Czerniejewa spod okupacji niemieckiej”, a ukazała się w styczniu 1995 roku, na łamach byłego pisma samorządowego „Wiadomości Gminne”, które przez kilka kat funkcjonowało w Czerniejewie. Tutaj dodam, że w przypadku takiego zainteresowania Czytelników, zwrócę się do Autora tego opracowania, o wyrażenie zgody na jej ponowną publikację w IL, jeżeli zgodę taką uzyskam, to udostępnię Państwu ten materiał z przyjemnością, są to trzy strony maszynopisu z ogonkiem.

Szanowni Państwo! Jak wspomniałem powyżej, sam nie byłem bezpośrednim świadkiem wydarzeń które zamierzam opisać, świadkiem takim nie był też Autor publikacji (Kazimierz Bilski) na którą się będę częściowo powoływał, aczkolwiek, jak pisze, widział on osobiście skutki tej tragedii po jej zakończeniu. Bezpośrednimi świadkami wydarzeń, byli natomiast moi najbliżsi, rodzice i bracia i to wcale nie tylko z tego tytułu, że mieszkali wtedy w Czerniejewie, które aczkolwiek nie jest metropolią, to jest na tyle duże, że wielu jego mieszkańców - z racji oddalenia od teatru zdarzeń - nie widziało nic, ci mogli tylko słuchać i modlić się o zbawienie. Moi zaś rodzice i ci którzy mieli podobnego pecha, znaleźli się zupełnie nieoczekiwanie na istnym przedsionku piekła, a wszystko to potwierdzi relacja którą Państwu przekażę. Uważam, że próba pomieszczenia całego materiału w jednym artykule, byłaby zbyt obszerną cegłą, tym bardziej, że dla większości Czytelników, pojęcie takie jak „Czerniejewo”, jest tylko pustym dźwiękiem i dla tej właśnie przyczyny, pokusiłem się sporządzić na ich potrzeby, nieudolny co prawda - ale oddający z grubsza ogląd sytuacji – plan sytuacyjny. Przywołany powyżej szkic, obrazuje realne kierunki ruchu wojsk i na tej podstawie ukazuje absurdalność sytuacji do jakiej tutaj doszło, oraz pozwala snuć dywagacje, na temat błędu popełnionego przez niemieckiego dowódcę. Błąd ten wydaje się być bezsprzeczny, ale jak wyniknie z kontekstu – trudno przypisywać mu jakąkolwiek winę w sensie ułomności jej podjęcia. Wielki Napoleon mawiał, że na wojnie - tak naprawdę - to rządzi... „Król Przypadek”. To co zrobił niemiecki oficer, można nazwać przypadkiem i tak można sklasyfikować wszystko, ale w konkretnym „przypadku”, decyzja wydawała mu się racjonalna i oczywista, stety, czy niestety, ale była ona zła i kosztowała drogo. Jest też związany z tym pewien niuans, do którego nawiążę w następnym odcinku. Drugim, jak się zdaje powodem koszmarnych zdarzeń, był niemiecki patent na prowadzenie wojny. Twórcą tego patentu – tzw. wojny totalnej - był gen. E. von Ludendorff. Ten ur. W 1865r pod Poznaniem super zbrodniarz, ogłosił doktrynę, w myśl której, dla osiągnięcia założonego celu, podczas wojny można użyć wszelkich dostępnych środków i sił, bez względu na jakiekolwiek okoliczności czy normy! Chluba niemieckiego narodu z okresu pierwszej światówki, poszła do piekła w roku 1937, ale jeszcze dzisiaj i przy różnych okazjach, możemy zobaczyć w telewizji niemiecką kronikę z czasów drugiej wojny światowej, gdzie, rozentuzjazmowane niemieckie kobiety, z podniesionymi w hitlerowskim pozdrowieniu ramionami wrzeszczą, i zapewniają Goebbelsa, że chcą (a jakże!) wojny totalnej – dla innych oczywiście – nie dla siebie... Ale cóż, Rosjanie nie pozostali dłużni, a wcale nie przesądzam że byli lepsi – „Totalen” to totalen, jak się to objawiło w praktyce na czeniejewskiej ulicy, napiszę w następnym odcinku. „Totalen” było tu z obu stron, ale myślę że nie koniecznie z powodu jakiejkolwiek doktryny, najbardziej chyba z tego, co Napoleon nazywał „Królem Przypadkiem”, czyli konkretnie, z kompletnego zaskoczenia stron i ogólnego bałaganu jaki się w efekcie tego wytworzył. Niezależnie jednak od tego, jaki był bezpośredni powód tej jatki, bez wątpliwości i nie bez znaczenia był też oczywisty fakt nienawiści etnicznej, który wyraził się tutaj chociażby w tym, że wrogiem i trupem, stała się też nic nikomu nie winna niemiecka kobieta, która zginęła tylko dlatego, że jak mityczna żona Lota była nazbyt ciekawa. Pomimo że ten ostatni akapit potępia ciekawość, to ja zapewniam Państwa, że od zaciekawienia tym, co zamierzam napisać za tydzień, nikt nie zginie i już dzisiaj serdecznie zapraszam wszystkich do lektury, do usłyszenia.

Szczepan Kropaczewski.


Ciąg dalszy nastąpi. Zapraszam za tydzień.
turysta

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: turysta »

Pan Szczepan i jego rzekomy świadek naoczny mieszkający nieopodal Czerniejewa mija sie z prawda, a zasób słownictwa Pana Szczepana jest tak ogromny iż śmiem twierdzić że do każdego wątku "historycznego" jak tylko doda kilka słów ze swojego ogromnego "słownika" to robi się bajka jak tra la la. Więc coś w tym prawdy jest ale tylko źdźbło a dzisiaj to juz niestety jej nie zdobędziemy.
NT JOP
Stały bywalec
Posty: 1830
Rejestracja: 26 mar 2013, 21:54
Kontakt:

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: NT JOP »

e tam. Nie tworzymy archiwum tylko ciekawstki. Jezeli masz inna wiedzę na ten temat to ją przedstaw. Bo wiesz, samo nie bo nie.. to juz mielismy hehe
NT JOP
Stały bywalec
Posty: 1830
Rejestracja: 26 mar 2013, 21:54
Kontakt:

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: NT JOP »

jako, ze tak po prawdzie jeszcze nie ma nad czym dyskutowac wrzucę odcinek drugi łamiac obietnicę przerwy:
a są jeszcze dwa

odcinek II
Wojna totalna – wydanie specjalne – Czerniejewo 1945
Odcinek drugi

Witam Państwa bardzo serdecznie! Przystępuję oto do próby opisania koszmaru wojny w jego bardzo tragicznym i nie zawaham się tego napisać – idiotycznym wariancie. Rozumiem przecież, że zawsze były i będą spory, zawsze były i pewnie będą wojny, ale pojęcie „wojna” - to takie - co prawda budzące grozę, ale tylko hasło, które nie niesie w sobie żadnego konkretu, póki nas samych nie dotknie bezpośrednio. Ja zamierzam opisać wojnę z bliska, aczkolwiek jak już zastrzegałem, nie byłem naocznym świadkiem wydarzeń które przedstawię. Opiszę je, jak będę umiał i na podstawie źródeł którymi dysponuję. Ewentualny zarzut braku obiektywizmu wynikający z tego faktu, skomentuję krótko. NIKT, nawet żaden uczestnik tych wydarzeń, nie mógłby sporządzić OBIEKTYWNEGO opisu ani oceny tego co się tutaj wtedy działo i to właśnie z przyczyn obiektywnych! To nie była akcja w jakikolwiek sposób zaplanowana, czy też koordynowana w całości, przez żadną ze stron. To była totalna jatka i nawalanka, trwająca około trzech godzin, prawdziwa wojna totalna, gdzie dla każdej strony „dobry” - to był tylko trup, lub eksplodujący w ostatnim paroksyzmie istnienia, czołg nieprzyjaciela. Każda tego ocena – wtedy lub dzisiaj - może być tylko próbą interpretacji faktów, niczym więcej.

Integralną częścią tego tekstu, jest zamieszczony poniżej szkic. Jego analiza nie będzie skomplikowana, ale korzystanie z tej ściągi, wydaje się być niezbędne dla każdego, kto nie jest mieszkańcem mojego miasta i z tego względu, nie zna jego topografii. Zarówno opis zdarzeń, jak i wspomniana pomoc w postaci tej niby mapki, pozwoli też Czytelnikowi na własną analizę sytuacji i ocenę ewentualnych - a raczej pewnych - błędów popełnionych szczególnie przez Niemców, aczkolwiek, jak wspominałem w poprzednim odcinku, może wszystko miało być inaczej? Być może. Na taką ewentualność wskazuje pewien epizod sprzed samego dramatu. Czy miał on związek ze sprawą, czy też nie, trudno wyrokować, bo nikt, kto by na takie pytanie odpowiedział, z całą pewnością już nie żyje, ale fakt taki się wydarzył. Zanim jednak o tym, być może nic nie znaczącym szczególe, najpierw wypada zacząć od ogólnego opisu sytuacji jaka się wytworzyła na zachodnim kierunku ofensywy wojsk radzieckich, która „rozpoczęła się 12 stycznia 1945 roku, a już 19 stycznia mieliśmy wojska te na terenie Wielkopolski” (K. B. – „Wiadomości Gminne”, styczeń 1945r.) Trudno mnie jest powiedzieć, jakich doznań związanych ze zbliżającym się końcem wojny, doświadczali np. mieszkańcy nieodległego miasta Gniezna. Czerniejewo, w przeciwieństwie do swojej powiatowej stolicy, nie leży na żadnym ze znaczących szlaków wschód – zachód, a awansowany kilkanaście lat temu (poprzez zbudowanie szosy w miejsce polnej drogi) kierunek południe – północ, nie był strategicznym kierunkiem ani ucieczki jednej ze stron konfliktu, ani też strategicznym azymutem pościgu drugiej, a jednak tutaj stało się inaczej... Miasto w którym się urodziłem i w którym mieszkam, jest dzisiaj w pewnym sensie szczególne. Bywa tutaj często - zwłaszcza w okresie wiosenno – letnim, że od południowego zachodu dolatuje do jego mieszkańców zawodzący jęk samochodowej syreny. Nic się nie pali i to nie karetka pędzi do szpitala... Po chwili, główną ulicą miasta jadą saperzy, zwykle dwa samochody. Terenowy łazik i ciężarówka – wiozą zardzewiałą śmierć... Czemu o tym piszę. Otóż aby poczuć atmosferę tamtych tragicznych dni, trzeba zobrazować Czytelnikowi scenerię. Jest styczeń 1945, zima jest mroźna i śnieżna, nad ulicami miasteczka słychać nieustający szum i skrzypienie konnych zaprzęgów. Według świadectwa mojej ś.p. mamy, uciekinierzy pytają o kierunek na „Pudewidz”, (pisownia fonetyczna – tak ją zapamiętałem) dla pytanych Polaków było jasne, że uciekinierzy pytają o Pobiedziska, a według mnie, ten wątek nie będzie bez znaczenia dla dalszych dywagacji odnoszących się do późniejszych wydarzeń, które są przedmiotem tego opracowania. Ulicami ciągną więc zaprzęgi, polnymi drogami, np. w kierunku Rakowa – na planie, ul. Armii Poznań - idą piesi. (Jestem w posiadaniu relacji żyjącego świadka - mieszkanki tej wioski). Młoda Niemka zatrzymała się u tej Pani w domu, niosąc dziecko w zamarzniętej na kość pieluszce... napiła się czegoś ciepłego i poszła przed siebie... „Totalen” miało totalnie brzydkie oblicze, niestety.... Od strony Grabów – na planie kierunek Nekla, (południowy zachód) słychać potężne detonacje wylatujących w powietrze gigantycznych magazynów broni. To Niemcy likwiduję strategiczne zapasy przewidziane dla obrony Festung Posen. Atmosfera jest groźna i przygnębiająca, administracja niemiecka opuszcza Czerniejewo przed 19 stycznia. Uciekający miejscowi Niemcy, np. mieszkający według dzisiejszego stanu rzeczy - tuż za dzielącym nas płotem - miejscowy gospodarz i prominentny działacz niemieckiej machiny partyjno – administracyjnej Miltnert, (pisownia fonetyczna) uciekając, zabiera ze sobą przymusowo swoich niewolników – Polaków. Wśród wleczonych bez swej woli do Reichu, była m. innymi moja nastoletnia wtedy, dziś już ś.p. ciocia, która po ataku lotniczym na zatłoczonej zaprzęgami drodze, została ranna gdzieś za Berlinem i trafiła do amerykańskiego szpitala wojskowego. Gdzie ją wlekli i po co, tego już się nie dowiemy nigdy... Jest 21 stycznia 1945 roku, wczesny ranek, około godziny 6,00 na dworze trzaskający mróz i – rzecz raczej niecodzienna – spowijająca wszystko gęsta jak mleko mgła... Od strony tartaku - wschodni wylot ulicy w kierunku Witkowa - (na planie czerwona linia wskazująca kierunek ruchu kolumny) do miasta wjeżdża radziecka kolumna pancerna, ilość wozów bojowych – czołgów T34 - przekracza 20 sztuk. Stalowe potwory zatrzymują się na ulicach, a załogi wychodzą z nich, by odpocząć, są bardzo zmęczeni. Miejscowa ludność wita ich i zaprasza do swoich domów...
Ciąg dalszy nastąpi. Zapraszam za tydzień.

Szczepan Kropaczewski
NT JOP
Stały bywalec
Posty: 1830
Rejestracja: 26 mar 2013, 21:54
Kontakt:

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: NT JOP »

co do magazynów amunicji (bo to ponoć były magazyny amunicji w tym bomb lotniczych, a nie broni), to czytałem, że niemcy nie zdarzyli ich wysadzić lecz zrobili to towarzysze jakims wpanialym desantem, nagłym wypadem w przód i tym samym zaskoczyli Niemców. Niestety historyjka ta zaczerpnieta z netu a tam jak wiemy mozna wszystko. Dodatkowo amunicja ta nie słuzyła do obsługi Poznania bo jaki sens jest umieszczanie magazynów przed fortecą, w stosunku do spodziewanego ataku, i to na ziemiach zdobytych. raczej słuzył on do zapotrzenia trójkata lotnisk
Powidz, Bednary, Krzesiny. Ale to dumajki a nie fakty
Szczepan
Prawdziwy forumowicz
Posty: 128
Rejestracja: 02 mar 2015, 18:47

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: Szczepan »

Panie "turysta" - przykro mi to powiedzieć, ale pański komentarz jest po prostu chamski. Na jakiej podstawie Pan twierdzi, że to co napisałem to są "bajki", a świadkowie tych wydarzeń nigdy nie istnieli, co za brednie!!! Widzi Pan, różnica między nami jest taka, że Pan nadaje swoje bzdury incognito i z tajnej norki, a ja się pod swoim tekstem podpisuję imieniem i nazwiskiem. Proszę moderatora o emisję kolejnego odcinka. Sz. Kropaczewski
NT JOP
Stały bywalec
Posty: 1830
Rejestracja: 26 mar 2013, 21:54
Kontakt:

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: NT JOP »

ależ oczywiscie. Tydzieć- można przyjąć- czmychnął

ODCINEK III
UWAGA: sceny drastyczne dla wrażliwych i/lub z wyobraźnia. przeznaczone dla ... osób rozsądnych. Ograniczenie wieku w tym wypadku nieczego nie zmienia

Wojna totalna – wydanie specjalne - Czerniejewo 1945
Odcinek trzeci

Pisanie materiału „na raty”, wymaga w każdym odcinku dokonania pewnego zabiegu formalnego. Po raz kolejny chcę więc zaznaczyć, że materiał który Państwu prezentuję, jest wyłącznie moim opracowaniem autorskim, a jest to istotne o tyle, że pewne rzeczy są tu, bo muszą, być przedmiotem dywagacji, wynikających z zimnej oceny, raczej nie kwestionowanych i poświadczonych przez świadków zdarzeń, ale zawsze może się znaleźć ktoś, kto pewne rzeczy widzi, lub ocenia inaczej. Zastrzeżenie to, jest więc formalnym uznaniem autora opracowania, do prawa krytyki i komentowania materiału w sposób swobodny, aczkolwiek logiczny.


Jest 21 stycznia 1945 roku, wczesny ranek. Na ulicach Czerniejewa stoją radzieckie czołgi, żołnierze częściowo rozeszli się po okolicznych domach zabierając z sobą broń osobistą – tzw. „pepesze” - z którą, z wiadomych względów się nie rozstają. Polacy witają Rosjan radośnie i częstują czym mogą, każdy rozumie, że koszmar wojny dobiega końca, nikt nawet nie podejrzewa, co się tutaj stanie za chwilę... Tu mała dygresja. Wydarza się oto epizod o którym wspominałem wcześniej. Od strony Radomic, (czarna linia na planie) wjeżdża do miasta zaprzęg konny. Świadkowie podają, że jechało nim dwoje ludzi, byli to mężczyźni – niemieccy cywile. Rosjanie zatrzymują tych ludzi i na dobrą sprawę, to jest wszystko co o tym wiadomo. Epizod może bez znaczenia, albo i nie... Pamiętam z moich młodych lat, że zupełnie nie typowy (bo bardzo spóźniony dla cywilów) wjazd tych ludzi kojarzono z tym, co wjechało krótko po nich - ok. godziny 8 rano, za nimi... Czy to była wysunięta szpica niemieckiego dowódcy? Bardzo możliwe. Jakkolwiek było, w realnej sytuacji dowodzący niemieckim zgrupowaniem oficer, nie miał zielonego pojęcia, że wjeżdżając na ulicę miasta, wjeżdża wprost na rosyjskie czołgi... Obawiam się, że opisanie tych wszystkich zdarzeń zajmie sporo miejsca i czasu, ale ja chcę Państwu przekazać maksymalną ilość wiadomości którymi dysponuję. Żyjący jeszcze świadek (S. W. z Cze-wa) mówił mi o tej konkretnej chwili tak. Jadący na motocyklu niemiecki dowódca, po wjechaniu do miasta, skręca przy budynku poczty (na planie Nr 3) w lewo, czyli w pierwszą ulicę która – pozornie – wybiega w kierunku zachodnim. Człowiek ten, widzi w półmroku i mgle, jakieś pancerne pojazdy i kręcących się w ich pobliżu żołnierzy. Z powyższego opisu wynika, że zgodnie z wszelką logiką, Rosjanie stali swymi pojazdami raczej po przeciwnej, czyli prawej stronie skrzyżowania. Był to kierunek wschodni skąd oni przybyli i było tam dużo wolnego miejsca, bo droga przecinała miejscowy rynek. Taka lokalizacja rosyjskiej kolumny pancernej, jest logiczna i dobrze by się wpisywała w dalszy kierunek ich marszu, ale to jedna z moich dywagacji. (trudno przecież założyć, że Niemcy po wjeździe do miasta, poruszali się ulicą równolegle do rosyjskich czołgów, które by stały na obecnej ul. Poznańskiej w która skręcili ! to nieprawdopodobne) Niemiec zatrzymuje się przy grupce Polaków i pyta – co to za wojsko? (relacja świadka S. W) i otrzymuje odpowiedź – Rosjanie. „Was?” – Rosjanie! – otrzymuje potwierdzenie. Dramat się zaczyna... Na początku wojny, moi rodzice mieszkali w budynku przy poczcie (na planie Nr.2) Kiedy Niemcy wkroczyli i przejęli administrowanie miastem, ojciec dostał polecenie wyniesienia się z tego miejsca, dokąd to oczywiście nie ich zmartwienie. Mieszkanie po moich, otrzymała inna polska rodzina. (?) Rodzice przeprowadzają się w okolice szkoły, do państwa P. (na planie Nr.2) i tam rodzina doczeka końca wojny, która dla nich i Czerniejewa zakończy się właśnie tam... W czasie, gdy Niemcy zupełnie nie świadomi swojego tragicznego położenia, wjeżdżają w obecną ul. Poznańską, ojciec z moim starszym bratem, udaje się tą właśnie ulicą w kierunku przeciwnym, idzie z banieczką po mleko. Po lewej stronie tej ulicy, aczkolwiek na jej dalszym zapleczu (na planie jako b. obora) było wtedy tzw. „probostwo”, czyli dzisiaj już nieistniejące zabudowania gospodarcze, należące do Kościoła. Jest tam m. innymi obora, a pozostawionych przez Niemców krów, pilnuje kolega mojego ojca. Dostał polecenie opieki nad zwierzętami, bo oczywiście (w marzeniach) dotychczasowi panowie tu jeszcze przyjdą. W domu przy stawie, została moja matka z trojgiem dzieci, jedno – mój starszy brat – urodził się kilka dni temu, nikt się niczego złego nie spodziewa, wojna się skończyła, Niemcy uciekli, Rosjanie są w mieście... Ojciec spotyka na ulicy innego znajomka, tu przecież znają się wszyscy... Człowiek ów, kiedyś znałem jego nazwisko, ale wszystko zabrał uciekający czas, jest już świadomy sytuacji i sam uciekając, ostrzega ojca by szybko gdzieś się schował, szczególnie że ten ma ze sobą kilkuletnie dziecko. Wybór nie jest duży, a sytuacja o tyle korzystna, że są blisko domu w którym mieszkali na początku wojny, dodatkowo, budynek ten, jest oddzielony od następnego bramą wjazdową. Tam też się schronią. Piekło otwiera swoje podwoje... Padają pierwsze, na razie tylko karabinowe strzały, są pierwsze trupy. Tu muszę znowu dokonać pewnej dygresji i napisać coś, co jest wyłącznie wytworem mojej wyobraźni, aczkolwiek nie będą to konfabulacje pozbawione logiki i nie oparte o konkrety wymysły. Moje przypuszczenie potwierdzą zaś w dużym stopniu wydarzenia, które będą miały miejsce kilkadziesiąt lat później, ale o tym, na końcu opracowania. A więc, w oparciu o poważne dowody wynikające zarówno ze świadectwa ludzi którzy to wszystko widzieli, jak i – jakkolwiek to zabrzmi – „dowody rzeczowe” o których będzie na końcu, niemiecki oddział który tak pechowo tutaj zakończył swoją ucieczkę, był albo szpitalem polowym, albo czymś w jego rodzaju, który bynajmniej nie szukał wroga i nie myślał o walce. Poruszali się raczej po bezdrożach, niż jakichkolwiek uczęszczanych szlakach. Drogę z Radomic którą tu przybyli, sam pamiętam dobrze jako istne topielisko, jeszcze w latach 60tych ubiegłego wieku. W kolumnie, która rankiem wjechała do Czerniejewa, był przynajmniej jeden lekarz, poruszał się on samochodem osobowym DKW, było wielu wyraźnie kontuzjowanych i poowijanych bandażami żołnierzy, a wszystko to, prawdopodobnie było eskortowane przez przydzieloną im grupę osłonową, która dysponowała: dwoma czołgami nieznanego typu, opancerzonym transporterem samobieżnym uzbrojonym w działko, haubicą polową 105 mm, dwoma „zenitówkami” FLA-MG, oraz nikomu nie znaną ilością broni ręcznej, oraz granatnikami p. pancernymi – „pancerfaustami” i „pancerszrekami” z których bez wątpienia zrobiono użytek... cdn.

Szczepan Kropaczewski
NT JOP
Stały bywalec
Posty: 1830
Rejestracja: 26 mar 2013, 21:54
Kontakt:

Re: HISTORIA Miasta, ta odległa i ta całkiem bliska.

Post autor: NT JOP »

Wojna totalna – wydanie specjalne – Czerniejewo 1945
Odcinek czwarty, finalny

Szanowni Państwo! Dzisiaj zamierzam zakończyć moje opowiadanie o prawdziwym, aczkolwiek wycinkowym obrazie wojny. Wojny, która dobiegała już końca, a jej losy zostały dawno rozstrzygnięte na odległych polach wielkich bitew o strategicznym znaczeniu, ale stare i mądre powiedzenie głosi, że wojnę łatwo rozpętać, ale trudno zakończyć, nawet w takiej małej mieścinie jak Czerniejewo...

Pamiętam, jak ojciec, jako naoczny świadek, relacjonował mi pierwsze chwile kontaktu Rosjan którzy byli wtedy na ulicy, (obecnie Poznańskiej) z kolumną transportującą wyraźnie rannych i nie skorych do żadnego oporu Niemców... Z sytuacji wynika, co potwierdza w swoim materiale K. Bilski (W.G. – styczeń 1995) że musiała to być już ta faza konfliktu, gdy niemiecka eskorta - czyli grupa bojowa dysponująca realną siłą i wolą walki - prąca do przodu i jak im się mogło wydawać wprost na zachód, przemknęła obok poczty i osiągnęła już rejon szkoły przez nikogo do tej pory nie niepokojona. Ale, albo z powodu rozpętania się walki na jej tyłach, czyli w rejonie poczty, albo ze względu na to, że ulica biegnąca na zachód, skręca tam faktycznie na południe - w kierunku Nekli - czyli prawie równolegle do kierunku z którego przybyli, (a taki kierunek ucieczki nie miał żadnego sensu) postanowiła stawić opór, z całą pewnością nie mając przy tym pojęcia komu. Przynajmniej w sensie potencjału przeciwnika, któremu rzuciła wyzwanie. Relacja mojego ojca, bezpośredniego świadka wydarzeń w rejonie poczty: Od strony cmentarza, (Radomic) zza narożnika poczty, wyjeżdżają kolejne samochody z poowijanymi jak egipskie mumie Niemcami, kto ma siłę, ten podnosi ręce ku górze. Stojący na ulicy Poznańskiej rosyjski żołnierz, nie opuszcza lufy... trup ściele się gęsto. Jakiś pojazd przypominający autobus, wypełniony betami, pewnie ze względu na śmierć kierowcy, ładuje się na budynek poczty. Od strony szkoły dolatują pierwsze salwy armatnie, jest kompletny chaos i bałagan, bo zaskoczenie stron jest zupełne. Tyle okiem naocznego świadka z tej fazy i miejsca konfliktu. Niemiecka kolumna została przedzielona przez Rosjan i tutaj jest to raczej wybijanie Niemców i zatrzymywanie pojazdów, niż walka. Realny przeciwnik Rosjan, „okopał” się w rejonie szkoły i wiatraka. Żołnierze radzieccy ruszają do zwarcia z przeciwnikiem, który sprytnie wykorzystał sytuację i schronił się m. innymi w płytkim stawie który jest położony na rozstaju dróg koło szkoły. W stawie stoi i strzela niemiecki wóz pancerny bliżej nie określonego typu. Prowadząc ogień z zaimprowizowanego „okopu”, sam jest trudny do „namacania”, bo ledwie jest widoczny, a wszystko dzieje się w gęstym tumanie mgły i kompletnym chaosie. W rejon szkoły, czyli na odległość rzutu kamieniem, podjeżdżają kolejne czołgi Rosjan, jeden z nich, ten który wjechał na teren samej szkoły, czyli od północnej strony w stosunku do stawu i stojącego za nim wiatraka, (krzyżyk na mapie) po trafieniu pociskiem z haubicy, zostaje rozdarty na strzępy i wylatuje dosłownie w powietrze, po eksplozji własnej amunicji. Dwa kolejne czołgi rosyjskie, zostają trafione i wyłączone z walki na wylocie ul. Poznańskiej. Czwarty czołg radziecki, próbuje najwidoczniej zablokować ewentualną ucieczkę Niemców w kierunku Nekli i podejmuje próbę objechania pola wali od południa, w tym celu pojazd ten, (oznaczony na mapie obrazkiem czołgu) kieruje się w stronę Radomic – około 700 metrów od skrzyżowania (poczty) i przez „mostek” - przepust na przydrożnym rowie - wjeżdża na pole uprawne. Nie dociera daleko, kilkanaście metrów za mostkiem, zostaje trafiony pociskiem i płonie, podobno za jego zniszczenie odpowiadają sami Rosjanie, bo to im przypisuje się jego zniszczenie. Jak było naprawdę, tego nikt już się nie dowie, chaos jest kompletny i żadna ze stron, jak wynika z zimnego oglądu sytuacji, nie panuje nad swoimi siłami. Faktem jest, że Rosjanie stracili tutaj łącznie aż cztery czołgi na pewno. Czołg o którym tu wspominam, a raczej to co z niego zostało, było dla mnie jak i dla moich kolegów niewyczerpanym źródłem rozmaitych „materiałów rozrywkowych” i złomu jeszcze długo po wojnie, bo urodziłem się i mieszkałem „po sąsiedzku”. Przy tej okazji można chyba założyć, że wozy bojowe Rosjan ruszające spontanicznie do boju, nie były w pełni obsadzone. Na taką okoliczność (moim zdaniem) wskazuje ogólna liczba strat rosyjskich, zamknęła się ona liczbą 6 żołnierzy, (a kompletna załoga jednego wozu wynosiła chyba cztery osoby) a przynajmniej jeden z nich, według świadectwa mojego brata, naocznego świadka, przypuszczalnie oficer, bo ubrany był w oficerski mundur z pagonami na ramionach, zginął na ulicy, a właściwie na progu domu, tuż obok miejsca gdzie mieszkali rodzice (Nr 1 na mapie) Jak wspomniałem powyżej, w czasie tych tragicznych chwil, rodzina moja była rozdzielona, ojciec przebywał w rejonie poczty, a matka z trójką dzieci w domu w którym wtedy mieszkali. Wszelka próba dotarcia ojca do domu, w towarzystwie małego dziecka które wyszło z nim na spacer po mleko, nie miała najmniejszego sensu i byłaby czystym szaleństwem. Co wtedy oni odczuwali, trudno mi nawet sobie wyobrazić, zawsze, szczególnie matka i bracia, którzy byli o krok od głównej sceny tego konfliktu, wspominali trudny do wyobrażenia ogrom eksplozji, skumulowanej oczywiście podczas wybuchu amunicji na pokładach palących się czołgów. W czasie tego trudnego do objęcia myślą bałaganu, w mieszkaniu rodziców, które znajdowało się od południowej strony oznaczonego jedynką domu, schroniło się kilka sąsiadek matki, kobiety modliły się i drżały o los swoich dzieci, który wydawał się im być przesądzony i właśnie wtedy, w czasie największego natężenia walki, do domu wpada żołnierz rosyjski z radiostacją i oczywiście pepeszą. Żołnierz ten biega na poddasze, lub schodzi na dół, zależnie od okoliczności które sam ocenia, uspokaja wystraszone kobiety i sam sieje śmierć na wylocie ulicy Poznańskiej, czyli kierunku ucieczki Niemców. Robi też użytek z przyniesionej na plecach radiostacji, co wskazuje, że był wysłany przez swego dowódcę, aby ten miał możliwie realny obraz sytuacji z głównego pola walki. Jest sprawą oczywistą, że gdyby ktokolwiek z obsługi niemieckich dział zlokalizowanych w rejonie wiatraka, czyli o 50 metrów od tego miejsca, zorientował się kogo mają pod nosem, to zarówno z tego domu jak i wszystkich którzy w nim przebywali, pozostałyby tylko strzępy. Mój ś.p. najstarszy brat, wtedy kilkuletni chłopiec, tak polubił wojnę, że wyskoczył na podwórze, chcąc być bliżej tych ciekawych wydarzeń... według zgodnej relacji wielu świadków, zajęty swoimi sprawami Rosjanin, wybiegł wtedy po dziecko i przyniósł je do domu... Dziękuję Ci dzielny Człowieku, gdziekolwiek teraz jesteś... Chaotyczne działania bojowe trwały około trzech godzin, świadczy to o determinacji Niemców, którzy szybko musieli się zorientować, że ich szanse na wygranie spontanicznej potyczki są żadne, ale wszelkie próby poddania się i pozostania żywym, zupełnie nierealne, wybór mieli niewielki... Ich pojazd pancerny „okopany” w stawie, zostaje po jakimś czasie albo celowo zagwożdżony przez załogę, albo też z innej przyczyny najwidoczniej traci możliwość prowadzenia ognia, bo jak opowiada mi brat, bezpośredni świadek sprzątania pobojowiska, kiedy po wojnie cięto go na kawałki, aby wywlec z dziury w której tkwił, ze szczególną atencją obchodzono się z lufą jego działa i po zabraniu wszystkiego, tę że lufę złożono ostrożnie na brzegu stawu i nie zabrano razem z pozostałym złomem. Walka ustała, zabitych Niemców złożono na skraju ulicy Poznańskiej na przeciw domu obok poczty, (nr 2 na planie) jest ich według relacji K. Bilskiego (W. G. – styczeń 1995) dwudziestu pięciu. Bilski podaje też, że wspomniany uprzednio lekarz niemiecki, widząc beznadziejność sytuacji, popełnia samobójstwo w rejonie poczty, łączna liczba ofiar potyczki wynosi już ponad trzydzieści, ale to są ci, którzy padli bądź to w walce, bądź też zostali zabici pomimo tego, że walki nie podjęli. Wojna totalna trwa od paru lat, a zmotoryzowany oddział bojowy, prawdopodobnie jeńców nie bierze w ogóle, bo co z nimi zrobi? Ich celem jest Berlin... W latach 90tych ubiegłego wieku, odpowiadając na apel strony niemieckiej o zgłaszanie miejsc wiecznego spoczynku poległych w czasie wojny żołnierzy, wskazuję lokalizację takiego masowego grobu i po pewnym czasie dochodzi do ich ekshumacji. Prowadzący ekshumację archeolog, zgłasza się do mnie po zakończeniu tych prac i informuje mnie, że z grobu wydobyto 35 poległych. Dokument – podziękowanie strony niemieckiej potwierdzający ilość ofiar, jest w moim posiadaniu. Zachodzi więc pytanie. Skąd wzięło się 10 „dodatkowych” ofiar. Wszystko jednak wydaje się być wyjaśnione. Jestem w posiadaniu świadectwa dwóch ludzi, że 11 Niemców leżało zabitych w parku, obok (po lewej stronie) czerniejewskiego pałacu, mniej więcej w miejscu gdzie była kiedyś pałacowa pralnia, a obecnie jest ekspozycja stylowych powozów. Skąd się tam wzięli? To dość daleko od miejsca walki. (ok.1km) Moje domniemanie jest takie. W czasie wojny, pałac, jako najbardziej eksponowana budowla w mieście, był siedzibą niemieckiej administracji, kiedy Niemcy uciekli, stał się on siedzibą Rosjan. Przypuszczam, że zostali tam zabici ci Niemcy, którzy zostali wzięci żywcem, pewnie po ustaniu samej walki, bo w czasie jej trwania, szanse na wzięcie kogoś żywcem były raczej równe zeru. Musiało się to stać szybko, bo wszystkich zakopano po paru dniach w jednym wspólnym dole. I tutaj jeszcze szczegół potwierdzający wersję o szpitalu. Pytałem kierownika prac ekshumacyjnych co znaleziono przy szczątkach. Człowiek ten powiedział mi, że najciekawsze były same szczątki. Otóż był on pod wielkim wrażeniem kunsztu, z jakim były podrutowane kości tych ludzi, a widział pewnie w życiu nie jedno, ale wszystko pojechało ciężarówką do Poznania i mi tego makabrycznego widoku oszczędzi, tutaj ma tylko drobiazgi. Pokazał mi NIEPRZEŁAMANE tzw. nieśmiertelniki żołnierzy, co świadczy o tym, że los tych ludzi był do tej chwili tajemnicą wojny, bo nikt nie zadbał o ich podział i udokumentowanie. Widziałem sygnet z białego metalu z wygrawerowanym monogramem i inne mniej charakterystyczne drobiazgi. Poległych Rosjan pochowano na katolickim cmentarzu i tu rzecz ciekawa. Czworo z nich, ekshumowano na tyle wcześnie, że aczkolwiek mieszkałem od urodzenia tuż przy tej nekropolii, nie pamiętam tego faktu. Dwa groby, usytuowane w centralnej części cmentarza, po lewej stronie i tuż przy głównej alei, pamiętam dobrze. Pamiętam też jak ich stąd zabrano, mogło to się stać w latach 60tych ubiegłego wieku. Groby były zaopatrzone w charakterystyczne, drewniane krzyże z daszkiem i skośną drugą belką poniżej pierwszej, typowej dla „naszego” krzyża jaki wszyscy znamy. Napisałem już dużo i pozostaje mi jeszcze zastanowić się nad błędem Niemców. Jest rzeczą oczywistą, że tego rodzaju zespół nie mógł się poruszać po bezdrożach, to nie był oddział stricte bojowy. Niemcy, ze względu na swój tabor, musieli szukać tzw. złotego środka. Unikali głównych szlaków, aby ustrzec się spotkania z wrogą armią i musieli wybierać drogi na tyle dobre, aby mogły się nią poruszać pojazdy z rannymi. Droga (przez Radomice) którą wybrali, w zimę spełniała te warunki, ale wjazd na szosę w kierunku Nekli, był pozbawiony sensu, bo oznaczał zwrot w kierunku południa z którego przybyli. Drogi te biegną równolegle do siebie i w normalnych warunkach są dla siebie widoczne, dzieli je kilkaset metrów pola. Jedynym wytłumaczeniem zaistniałej wtedy sytuacji, jest błąd ich dowódcy, prawdopodobnie chciał on udać się w kierunku Wierzyc, a dalej Pobiedzisk. Niestety, ale skręcił „o jeden most” za wcześnie. Gdyby Niemcy pojechali prosto, a następnie skręcili (tak jak zrobili, ale za wcześnie) w lewo, czyli w dzisiejszą ulicę Powst. Wielkopolskich, to mieli szansę zostawić Rosjan za sobą i ewentualnie dotrzeć do „Festung Posen”, czyli do Poznania, który był z pewnością celem ich ucieczki, bo tylko większe zgrupowania wojsk, miały szanse na jakikolwiek ratunek. Małe, zmotoryzowane oddziały czołowe, nie miały możliwości brania jeńców... Wojna jest strasznym doświadczeniem ludzkości, zupełnie wyzbytym uczuć które bywają tylko ludzkimi nazywane... Łączna liczba ofiar walk w Czerniejewie, przekroczyła w 1945 roku czterdzieści osób. Niech spoczywają w pokoju wiecznym.


Szczepan Kropaczewski
ODPOWIEDZ