Otóż mój syn chodzi do pierwszej klasy. Spodziewam się, że od września pójdzie do drugiej. I niech to będzie punkt wyjścia.
Podobno padła taka propozycja, żeby wszystkie dzieci z A zrobiły jeszcze raz pierwszą klasę. Podobno nie bardzo jest co zrobić z bardzo nieliczną grupą dzieci, które sobie nie radzą, i tymi które chciałyby pójść do pierwszej klasy w wieku 6 lat.
Podobno powstała spółdzielnia rodziców którzy nie chcą posyłać 6-latków do szkoły i, o ile dobrze rozumiem sytuację, to właśnie to jest głównym źródłem problemu, bo powstaje rocznikowa dziura. Podobno część rodziców 6-latków chciałaby posłać swoje dzieci ale nie robi tego w obawie przed niezwykłą sytuacją która mogła by je w szkole spotkać.
Tak, ja wiem, że prawdziwą przyczyną problemów są decyzje geniuszy z ul. Wiejskiej w Warszawie ale problem jest nasz, więc może warto się spotkać razem i konkretnie sprawę omówić? Mam tu na myśli zarówno rodziców którzy zastanawiają się czy posłać dzieci do szkoły, rodziców którzy zastanawiają się czy puścić dziecko do drugiej klasy, oraz rodziców zdecydowanych puścić dziecko do drugiej klasy czyli np. mnie.
Jeśli poślecie swoje dzieci do szkoły tak jak my posłaliśmy w ubiegłym roku, to powstanie pierwsza klasa, która jak wnoszę z panujących nastrojów, nie będzie klasą liczną. Z chęcią więc przyjmie dzieci które wolą powtórzyć pierwszą klasę raz jeszcze. Wilk syty owca cała.
Od siebie mogę dodać, że nie wyobrażam sobie jak bardzo bym żałował gdybyśmy nie posłali dziecka do szkoły w ubiegłym roku! Chłopak czyta, pisze, dyskutuje, pyta, wymaga, więcej ogarnia po angielsku, ma kumpli (i koleżanki też!), wzbogacone słownictwo (zgoda: nie zawsze o te słowa których bym sobie życzył ale takie też trzeba znać), rozwija się fizycznie czy wręcz sportowo, coraz lepiej rysuje. Nie wierzę, że to wyłącznie funkcja wieku: nie wierzę, że zrobiłby takie postępy w przedszkolu czy innej przechowalni po przedszkolnej.
Nie kupuję argumentów, że dzieci z A zrobiły w teście ileś tam punktów a dzieci z B ileś tam więcej. Co z tego? Może są młodsze, może mają gorszego nauczyciela, a może uczciwszego. Gdy miałem 10 lat byłem dwa razy starszy od mojej siostry. Dzisiaj jestem od niej starszy tylko 1,15 raza - różnice rozwojowe z wiekiem się zacierają, i za rok czy dwa testy wypadną inaczej - o ile w ogóle jest to argument bo różnica to ile? Kilka procent?
I przy okazji zadanie dla dzieci gdy już nauczą się układać równania: ile mam lat?
