Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
26 września 2018, godz 18:
Świetlica wiejska, Marzenin, gm. Września
Prelegenci:
Jarosław Urbański - socjolog, Współautor raportu "Mieszkańcy wobec ferm zwierząt futerkowych"
Prof. UAM dr hab. Hanna Mamzer - psycholog i socjolog, członkini Stowarzyszenia Czysta Nekla
Dr Agata Piekarska - entomolog prowadząca badania na temat wpływu ferm norek na występowanie much
Maciej Słowiński - członek Stowarzyszenia Projekt Września
Zapraszam w imieniu organizatorów!
Świetlica wiejska, Marzenin, gm. Września
Prelegenci:
Jarosław Urbański - socjolog, Współautor raportu "Mieszkańcy wobec ferm zwierząt futerkowych"
Prof. UAM dr hab. Hanna Mamzer - psycholog i socjolog, członkini Stowarzyszenia Czysta Nekla
Dr Agata Piekarska - entomolog prowadząca badania na temat wpływu ferm norek na występowanie much
Maciej Słowiński - członek Stowarzyszenia Projekt Września
Zapraszam w imieniu organizatorów!
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
Alberta zaprosiłeś?
wypadałoby - no nie
wypadałoby - no nie
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
Najfajniej podsumowała pani doktor kwestie Czerniejewa. Osoba odpowiedzialna w urzędzie za środowisko jest absolwentem japonistyki i ma znikome pojęcie o kwestiach środowiska. Bęc.
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
A może by tak sprawdzić kompetencje wszystkich urzędników UMiG Czerniejewo.Taki mały audyt.Uważam ,że to nowa dobra propozycja dla burmistrza.Mamy paru swoich faworytów w wyścigu niekompetencji.
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
A propos urzędników, warto by tam ktoś zwracał uwage na terminowość odpowiedzi, ba aż strach!!!!!!!!!!!!!!!
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
W mojej ocenie generalny wniosek z tego spotkania jest taki, że sytuacji winna jest niemoc państwa.
Poza wcześniej wymienionymi osobami, obecny na spotkaniu był również Pan Dr Tadeusz Jakubowski, weterynarz kontrolujący wszelkie fermy i hodowle. Ja wcześniej nie znałem Pana Jakubowskiego, natomiast w pierwszej minucie wystąpienia kiedy to usłyszeliśmy, żeby nie odbierać wsi rolnikom, że na wsi zawsze były odory i będą, że zawsze były muchy i będą, od razu było oczywiste kto się wypowiada. I w jakim charakterze czy na stanowisku. Dopiero po spotkaniu znalazłem ulotki sygnowane nazwiskiem Pana Jakubowskiego obok logotypu Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych i wszystko stało się jeszcze jaśniejsze.
Czego się dowiedzieliśmy?
Gdy zakład powstaje, musi przedstawić tzw. raport o oddziaływaniu na środowisko. Ten raport powstaje oczywiście na zlecenie inwestora więc jest z definicji mu przychylny. Taki raport jest przedstawiany odpowiednim służbom, zdaje się WIOŚ-owi który to mając w rękach JEDEN raport nie bardzo może z nim dyskutować. O ile wszystko jest w normach, a przecież zawsze jest, to zgodę wydać musi.
Dopiero gdy urzędnik dostanie DRUGI NIEZALEŻNY I OBIEKTYWNY raport, np. wykonany na zlecenie mieszkańców, czy urzędu gminy to ma się do czego odnieść, co porównać i ewentualnie jest temat do dalszej dyskusji. Jest cokolwiek. Ja nie wiem czy urząd gminy może czy nie może formalnie taki raport przygotować, ale niedobrze chyba, że o takiej możliwości dowiaduję się na takim spotkaniu a nie od "moich" władz.
Druga sprawa: raporty przygotowywane przez inwestorów zwykle albo pomijają albo bardzo po łebkach traktują zagadnienia społeczne: wpływu danego zakładu na codzienne życie jego sąsiadów. Wiadomo dlaczego. Natomiast raport obiektywny po pierwsze uwzględnia sumaryczny efekt powstania KOLEJNEGO zakładu na danym terenie, a po drugie w tym kontekście pokazuje już istniejący problem z odorami czy muchami i jak on będzie eskalować.
Po trzecie: podobno te raporty są czytane raz. Jedyny raz, gdy trzeba wydać zgodę. Potem jakoś nikt nie czuje się zobowiązany żeby ten raport weryfikować ze stanem faktycznym. Jako przykład: w raportach dotyczących ferm jest podobno pisane, że fermy będą obornik kompostować. Poproszony Dr Jakubowski nie potrafił wymienić jednej fermy która kompostuje obornik. Pryzmuje. Ale nie kompostuje. Różnica w sensie efektów jest podobno dramatyczna bo odór i muchy biorą się właśnie z obornika. Obornik który został poddany kompostowaniu osiąga temperatury które nie pozwalają przeżyć larwom i sprzyjają reakcjom chemicznym które utylizują smród. Niestety kompostowanie to... koszty.
Nie sprawdza tego weterynarz bo to nie jego działka, nie sprawdza tego sanepid który zajmuje się toaletami pracowników i czystością stołówki, i nie zajmuje się tym WIOŚ bo generalnie WIOŚ nie zagląda.
Znane są podobno przypadki udanej, z punktu widzenia mieszkańców, kontroli WIOŚ kiedy to nałożono na tutejszego potentata kary. Nie wiem czy chodziło o mandat 500 zł czy o coś co faktycznie zabolało inaczej niż kolką ze śmiechu, ale podobno i tak się odwołał. Chodziło między innymi o nieraportowane zużycie wody do mycia klatek, brak zgód wodnoprawnych itd.
Wysłuchaliśmy natomiast relacji z przeprowadzanych "kontroli" kiedy to wypełnione już dokumenty przyjeżdżają na fermę tylko w celu zebrania podpisów, a nawet jeśli protokoły są sporządzane na miejscu to w zasadzie wyłącznie w formie deklaratywnej: pryska Pan czymś ten obornik? Pryskam. Zapisano: pryska. Nikt nie pyta czym, jak często, czy robi to wg. jakiegoś planu. Jeden z pracowników fermy przyznał, że opryski przeciw insektom i pasożytom są wykonywane kilka razy roku. To jest jakieś kilkadziesiąt razy zbyt mało, żeby przynosiło jakikolwiek efekt.
Warto wspomnieć o sytuacji jaka miała miejsce w pierwszych dniach maja 2018, kiedy to przez niemal tydzień mieszkańcy Marzenina i Kawęczyna żyli w smrodzie tak potężnym, że część z nich zdecydowała się wyjechać, lub przynajmniej wywieźć dzieci ze strefy zero. To region w którym tak wesoło przebiega granica gmin Czerniejewo i Września, ale przecież tuż obok jest nasz Pakszynek czy Czeluścin. Może ktoś z tych wsi odniesie się do rewelacji na temat tegorocznej majówki?
Na zakończenie tego wątku: mieszkańcy walili drzwiami i oknami do wszelkich służb, administracji i nie pomógł im nikt. Weterynarz, zdaje się, przyjechał po fakcie i stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. Czy to standardowa praktyka, że brzydkie rzeczy robi się podczas majówki gdy spora część ludzi, w tym urzędników odpowiedzialnych za kontrole, jest na urlopach? Jak to świadczy o tych służbach jeśli nie mając czasu i ludzi na kontrolowanie, jednocześnie kompletnie ignorują doniesienia dziesiątek mieszkańców? Czy na prawdę kontroler musi przyjechać osobiście i poczuć jak go szczypią oczy, a nie może uwierzyć mieszkańcom na słowo?
Odnotuję jeszcze krótkie wystąpienie lekarza, który uświadomił zebranych w niedawno opublikowanych badaniach dotyczących choroby o nazwie "przewlekła obturacyjna choroba płuc" której występowanie jest skorelowane z obecnością ferm, a w szczególności występowanie tej choroby wśród pracowników tychże ferm.
Przede wszystkim negowane było jakże wygodne stanowisko służb odpowiedzialnych za dbanie o środowisko a zatem o nasze zdrowie. "Nie ma norm, nie ma problemu". Bzdura! Przekaz autorytetów jest jasny: nie musi być określonych liczbowo norm, żeby sąd - po wysłuchaniu relacji dziesiątek osób - uznał, że coś śmierdzi i przeszkadza ludziom żyć. Muchy da się policzyć i wykazać, że jeśli jest ich pięćset razy więcej niż na "normalnej" wsi to jest to problem i łatwo wskazać winnych.
Odniosę się jeszcze do słów czy raczej tego, przepraszam, populistycznego gadania Pana Jakubowskiego obliczonego na skłócenie ze sobą ludzi. "Zakażecie norek a zaraz krów". Nie! Zostawmy już absurdalną kwestię porównywania hodowli krów czy świń, do hodowli norek - nie chcę wikłać się w kwestie etyczne. Ale zapytajcie Państwo 60, 70, 80 latków którzy dzisiaj mieszkają w Marzeninie czy Kawęczynie: czy w czasach gdy rolników żyjących z roli było rzeczywiście znacznie więcej, a nie było ferm, czy tak śmierdziało? Czy było tyle much? Otóż nie było a wiem to bo również seniorzy byli na tym spotkaniu.
Dzięki działaniom lokalnych działaczy, grup ludzi, udaje się skutecznie przeciwdziałać powstaniu fermy drobiu w Kawęczynie. Przeciwnik jest trudny bo jeśli ktoś przyjmuje na imprezie ministra to albo jest mocnym zawodnikiem albo... minister słabym. Zrzeszajmy się, informujmy, działajmy wspólnie bo w tym nasza siła. Słowa z końca spotkania (i dziękuję za nie Marku): nie zostawiajcie Waszych liderów samych! Każdy Wasz podpis, pod każdą skargą, petycją, wnioskiem jest na wagę złota.
Poza wcześniej wymienionymi osobami, obecny na spotkaniu był również Pan Dr Tadeusz Jakubowski, weterynarz kontrolujący wszelkie fermy i hodowle. Ja wcześniej nie znałem Pana Jakubowskiego, natomiast w pierwszej minucie wystąpienia kiedy to usłyszeliśmy, żeby nie odbierać wsi rolnikom, że na wsi zawsze były odory i będą, że zawsze były muchy i będą, od razu było oczywiste kto się wypowiada. I w jakim charakterze czy na stanowisku. Dopiero po spotkaniu znalazłem ulotki sygnowane nazwiskiem Pana Jakubowskiego obok logotypu Polskiego Związku Hodowców i Producentów Zwierząt Futerkowych i wszystko stało się jeszcze jaśniejsze.
Czego się dowiedzieliśmy?
Gdy zakład powstaje, musi przedstawić tzw. raport o oddziaływaniu na środowisko. Ten raport powstaje oczywiście na zlecenie inwestora więc jest z definicji mu przychylny. Taki raport jest przedstawiany odpowiednim służbom, zdaje się WIOŚ-owi który to mając w rękach JEDEN raport nie bardzo może z nim dyskutować. O ile wszystko jest w normach, a przecież zawsze jest, to zgodę wydać musi.
Dopiero gdy urzędnik dostanie DRUGI NIEZALEŻNY I OBIEKTYWNY raport, np. wykonany na zlecenie mieszkańców, czy urzędu gminy to ma się do czego odnieść, co porównać i ewentualnie jest temat do dalszej dyskusji. Jest cokolwiek. Ja nie wiem czy urząd gminy może czy nie może formalnie taki raport przygotować, ale niedobrze chyba, że o takiej możliwości dowiaduję się na takim spotkaniu a nie od "moich" władz.
Druga sprawa: raporty przygotowywane przez inwestorów zwykle albo pomijają albo bardzo po łebkach traktują zagadnienia społeczne: wpływu danego zakładu na codzienne życie jego sąsiadów. Wiadomo dlaczego. Natomiast raport obiektywny po pierwsze uwzględnia sumaryczny efekt powstania KOLEJNEGO zakładu na danym terenie, a po drugie w tym kontekście pokazuje już istniejący problem z odorami czy muchami i jak on będzie eskalować.
Po trzecie: podobno te raporty są czytane raz. Jedyny raz, gdy trzeba wydać zgodę. Potem jakoś nikt nie czuje się zobowiązany żeby ten raport weryfikować ze stanem faktycznym. Jako przykład: w raportach dotyczących ferm jest podobno pisane, że fermy będą obornik kompostować. Poproszony Dr Jakubowski nie potrafił wymienić jednej fermy która kompostuje obornik. Pryzmuje. Ale nie kompostuje. Różnica w sensie efektów jest podobno dramatyczna bo odór i muchy biorą się właśnie z obornika. Obornik który został poddany kompostowaniu osiąga temperatury które nie pozwalają przeżyć larwom i sprzyjają reakcjom chemicznym które utylizują smród. Niestety kompostowanie to... koszty.
Nie sprawdza tego weterynarz bo to nie jego działka, nie sprawdza tego sanepid który zajmuje się toaletami pracowników i czystością stołówki, i nie zajmuje się tym WIOŚ bo generalnie WIOŚ nie zagląda.
Znane są podobno przypadki udanej, z punktu widzenia mieszkańców, kontroli WIOŚ kiedy to nałożono na tutejszego potentata kary. Nie wiem czy chodziło o mandat 500 zł czy o coś co faktycznie zabolało inaczej niż kolką ze śmiechu, ale podobno i tak się odwołał. Chodziło między innymi o nieraportowane zużycie wody do mycia klatek, brak zgód wodnoprawnych itd.
Wysłuchaliśmy natomiast relacji z przeprowadzanych "kontroli" kiedy to wypełnione już dokumenty przyjeżdżają na fermę tylko w celu zebrania podpisów, a nawet jeśli protokoły są sporządzane na miejscu to w zasadzie wyłącznie w formie deklaratywnej: pryska Pan czymś ten obornik? Pryskam. Zapisano: pryska. Nikt nie pyta czym, jak często, czy robi to wg. jakiegoś planu. Jeden z pracowników fermy przyznał, że opryski przeciw insektom i pasożytom są wykonywane kilka razy roku. To jest jakieś kilkadziesiąt razy zbyt mało, żeby przynosiło jakikolwiek efekt.
Warto wspomnieć o sytuacji jaka miała miejsce w pierwszych dniach maja 2018, kiedy to przez niemal tydzień mieszkańcy Marzenina i Kawęczyna żyli w smrodzie tak potężnym, że część z nich zdecydowała się wyjechać, lub przynajmniej wywieźć dzieci ze strefy zero. To region w którym tak wesoło przebiega granica gmin Czerniejewo i Września, ale przecież tuż obok jest nasz Pakszynek czy Czeluścin. Może ktoś z tych wsi odniesie się do rewelacji na temat tegorocznej majówki?
Na zakończenie tego wątku: mieszkańcy walili drzwiami i oknami do wszelkich służb, administracji i nie pomógł im nikt. Weterynarz, zdaje się, przyjechał po fakcie i stwierdził, że wszystko jest w najlepszym porządku. Czy to standardowa praktyka, że brzydkie rzeczy robi się podczas majówki gdy spora część ludzi, w tym urzędników odpowiedzialnych za kontrole, jest na urlopach? Jak to świadczy o tych służbach jeśli nie mając czasu i ludzi na kontrolowanie, jednocześnie kompletnie ignorują doniesienia dziesiątek mieszkańców? Czy na prawdę kontroler musi przyjechać osobiście i poczuć jak go szczypią oczy, a nie może uwierzyć mieszkańcom na słowo?
Odnotuję jeszcze krótkie wystąpienie lekarza, który uświadomił zebranych w niedawno opublikowanych badaniach dotyczących choroby o nazwie "przewlekła obturacyjna choroba płuc" której występowanie jest skorelowane z obecnością ferm, a w szczególności występowanie tej choroby wśród pracowników tychże ferm.
Przede wszystkim negowane było jakże wygodne stanowisko służb odpowiedzialnych za dbanie o środowisko a zatem o nasze zdrowie. "Nie ma norm, nie ma problemu". Bzdura! Przekaz autorytetów jest jasny: nie musi być określonych liczbowo norm, żeby sąd - po wysłuchaniu relacji dziesiątek osób - uznał, że coś śmierdzi i przeszkadza ludziom żyć. Muchy da się policzyć i wykazać, że jeśli jest ich pięćset razy więcej niż na "normalnej" wsi to jest to problem i łatwo wskazać winnych.
Odniosę się jeszcze do słów czy raczej tego, przepraszam, populistycznego gadania Pana Jakubowskiego obliczonego na skłócenie ze sobą ludzi. "Zakażecie norek a zaraz krów". Nie! Zostawmy już absurdalną kwestię porównywania hodowli krów czy świń, do hodowli norek - nie chcę wikłać się w kwestie etyczne. Ale zapytajcie Państwo 60, 70, 80 latków którzy dzisiaj mieszkają w Marzeninie czy Kawęczynie: czy w czasach gdy rolników żyjących z roli było rzeczywiście znacznie więcej, a nie było ferm, czy tak śmierdziało? Czy było tyle much? Otóż nie było a wiem to bo również seniorzy byli na tym spotkaniu.
Dzięki działaniom lokalnych działaczy, grup ludzi, udaje się skutecznie przeciwdziałać powstaniu fermy drobiu w Kawęczynie. Przeciwnik jest trudny bo jeśli ktoś przyjmuje na imprezie ministra to albo jest mocnym zawodnikiem albo... minister słabym. Zrzeszajmy się, informujmy, działajmy wspólnie bo w tym nasza siła. Słowa z końca spotkania (i dziękuję za nie Marku): nie zostawiajcie Waszych liderów samych! Każdy Wasz podpis, pod każdą skargą, petycją, wnioskiem jest na wagę złota.
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
A ja mam pytanie !? jakie wykształcenie ma ,, kierownik,,od budownictwa i tego całego referatu - bo chyba nie budowlane.....
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
Wszystko sprowadza się do kompetencji urzędników a raczej ich braku.Jest to widoczne w każdym urzędzie.Niedopełnianie obowiązków ,olewactwo,przypadkowość decyzji.Przepisy wydaję się są dobre mocno pozmieniane po lobby futrzarskie ale przy odrobinie chęci, można je zastosować w sposób który zobowiąże właściciela do skutecznego działania.Na stanowisku związanym ze środowiskiem i jego ochroną powinien być ktoś kto ma lub miał do czynienia z tym tematem i wykształcenie jego daje mu szansę być odpowiedzialnym za swoje działania.Oczywiście znowu wszystko zależy od człowieka i stopnia jego zaangażowania.
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
Norki się kończą. I tak i tak. Trzeba myśleć co dalej.
Re: Mieszkańcy wobec ferm futrzarskich
ekonomia. Podyktowana modą lub raczej brakiem mody. Jeszcze nie wiem co bardziej i częściej śmierdzi kury czy norki. Obym się nie dowiedział.